Nie ma rzeczy niemożliwych

Nie ma rzeczy niemożliwych

Choroba cywilizacyjna

Okulary noszę odkąd pamiętam.Prawdopodobnie od ponad 20 lat. I nie wyobrażam sobie życia bez nich. 🙂 Są dla mnie jak bielizna. 🙂

Jednak, kiedy miałam 14 lat pojawiły się inne, bardziej dokuczliwe problemy. Podczas rutynowych badań w szkole zdiagnozowano u mnie skrzywienie kręgosłupa- skoliozę prawostronną. Niby nic nowego, bo przecież większość ludzi ma krzywy kręgosłup. Ale po kilku wizytach u ortopedów i innych specjalistów okazało się, że  skrzywienie wynosiło 55 stopni odchylenia od pionu. A na to, zdaniem lekarzy nie było innego ratunku niż operacja i zamontowanie w ciele  swego rodzaju „stelaża”. Zabieg obarczony olbrzymim ryzykiem, a że decyzję mieli podjąć moi Rodzice- to tym bardziej było trudno. Przecież wystarczy jeden malutki  błąd na sali operacyjnej i z prawie zdrowej 14- latki będą mieli w domu inwalidę, która do końca życia będzie się poruszała na wózku, a oni będą musieli na to patrzeć i żyć ze świadomością, że pośrednio się do tego przyczynili- powtarzali to za każdym razem.

Wyrok?

Pamiętam, jak podczas jednej z pierwszych wizyt u lekarza, po wykonaniu RTG usłyszałam coś, co wtedy brzmiało dla mnie, jako dziecka, strasznie. Dzisiaj powiedziałabym, że było jak wyrok z odroczeniem wykonania. Pan doktor, nie owijając w bawełnę, patrząc na zdjęcie rentgenowskie,  powiedział wprost: jeśli tego nie zoperujemy, to nie będziesz mogła mieć w przyszłości dzieci, a Twój kręgosłup będzie się wykrzywiał, zaciskał Ci płuco i będziesz się dusić. No i będziesz krzywa.  Te słowa sprawiły, że z płaczem wybiegłam z gabinetu i nie chciałam do niego wracać. Ale musiałam. Musiałam raz na miesiąc lub dwa pojawiać się tam, gdzie usłyszałam takie rzeczy. Wtedy była to dla mnie trauma. Z resztą dziś byłoby podobnie, bo niewiele gorszych rzeczy, niż wyrok niepłodności, może usłyszeć kobieta.

źródło: własna dokumentacja

 

Nie dam się!

Nie czekając długo, znaleźliśmy, dzięki Przyjaciołom, innego, de facto, świetnego lekarza- Pana Andrzeja, który na wizycie wytłumaczył mi na czym polega ewentualny zabieg, jakie są konsekwencje i co dzieje się później.  Ale co było najważniejsze- powiedział, że można spróbować zatrzymać progres tej choroby bez operacji.  Opowiedział o gorsetach- plastikowych i tzw. dynamicznych. Pokierował nas na oddział rehabilitacji, gdzie zaopatrzyli mnie w gorset- mnóstwo pasów, rzepów i innych dziwactw. Powiedział mi też, że jeśli będę chodzić na basen, to pomogę swoim plecom. Jeśli będę uczciwie ćwiczyć określony ruch, to jest szansa, że obejdzie się bez zabiegu.  No i powiedział, że mam się modlić, by już nie rosnąć. 🙂 Wtedy, pamiętam jakby to było wczoraj, powiedziałam, że nie dam się pokroić. Że zrobię wszystko, by uniknąć sali operacyjnej. Zawarliśmy taką sobie wtedy umowę. 🙂 Ale był jeszcze jeden problem… który uderzał w psychikę… inne dzieci w szkole. Czas gimnazjum, czyli dla mnie najgorszy z możliwych. Ciągłe docinki, wyśmiewanie, że jestem krzywa, niepełnosprawna (choć nie było tego widać aż tak bardzo). Na szczęście znalazła się osoba, która również tam mi pomagała- Pani Celina z WF-u, która przywoływała do porządku tych, których trzeba było,a mi pozwalała pograć w piłkę, jeśli chciałam, mimo, że część lekarzy kategorycznie zabroniła mi jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Dlaczego? Do dziś nie wiem.

Czas okazał się sprzymierzeńcem

Upór mam we krwi, więc robiłam wszystko tak jak Pan Andrzej przykazał. Oczywiście u tego drugiego też musiałam bywać. Ale mając świadomość, że jest dla mnie szansa- było mi łatwiej. Czas mijał, a mój kręgosłup- no cóż- na przekór medykom, nie wykrzywiał się bardziej. Po prawie 2 latach walki pojechałam po raz kolejny na wizytę do lekarza. Wykonali mi RTG, wymierzyli kąty i strasznie się zdziwili. Odchylenie wynosiło 50 stopni ! A więc nie tylko się nie zwiększyło, a nawet zmniejszyło. Wtedy zapytana o to, co takiego się stało, powiedziałam wprost, że kolana mnie bolą od klęczenie w kościele i że ciężko na to pracowałam, by udowodnić, że dam radę bez skalpela.  Po tej wizycie zakończył się mój proces leczenia i rehabilitacji, gdyż nie zdecydowaliśmy się na operację. Na kilka dni przed swoimi osiemnastymi urodzinami odwiedziłam dr-a Andrzeja i wtedy usłyszałam najlepszą wiadomość: Wszystko jest tak, jakbyśmy tego chcieli. Nic się nie pogłębia. Na pytanie o konieczność zabiegu dostałam odpowiedź, że w mojej sytuacji jest to kwestia kosmetyczna. Tak więc, jeśli przeszkadza mi przesunięta prawa łopatka, to mam ją sobie zoperować. To był prezent, o którym marzyłam od samego początku. 🙂

Dzisiaj, raz na jakiś czas bywam w gabinecie u Pana Andrzeja, by sprawdzić, czy wszystko jest OK. No chyba, że dopadnie mnie jakaś kontuzja w związku z uprawianiem sportu, to też Go odwiedzam. Na szczęście nie jest to często. 🙂 I oby tak zostało! Trudna lekcja w dzieciństwie zaowocowała w późniejszym czasie, bo uwierzyłam w siebie i w to, że potrafię zrobić coś, co dla innych jest niemożliwe.

Tak! to są te same plecy, co na RTG 🙂

baza trenerów