Żeby schudnąć, trzeba jeść
Żeby schudnąć, trzeba jeść
Dieta kluczem do sukcesu
Na samym początku, kiedy wchodziłam w tryb zdrowego, regularnego jedzenia, trzymałam się pułapu 1500 kcal. Przy aktywności fizycznej, jaką wtedy miałam, deficyt dzienny był na poziomie 200 kcal. Taki bilans pozwalał mi na redukcję około 1 kg masy ciała tygodniowo.
Wraz ze wzrostem aktywności, zwiększyłam kaloryczność, a waga i tak leciała w dół. Drugi pułap to było w granicach 1600- 1650 kcal. Pilnowałam tego jak własnego oka. Waga zagościła na kuchennym blacie i jest tam do dzisiaj.
Każdorazowo, otrzymując plan żywieniowy, trzymałam się go ściśle, przygotowując tylko posiłki, które były w nim zaproponowane. Dlaczego? Bo nie miałam wtedy wiedzy odnośnie makro, czy zamienników określonych produktów. Tę wiedzę tajemną zdobywałam wraz ze stażem w „FIT ŚWIECIE”. Obecnie, kiedy moim celem nie jest redukcja wagi, trzymam się pułapu 1700- 1800 kcal. Pewnie ktoś powie, że w stosunku do ilości i rodzaju treningów to zbyt mało. Ale ja ufam Fachowcowi w tej dziedzinie, więc mi wystarcza. Co więcej- nie chodzę głodna, a bywa, że mam problem, by zjeść taką ilość 🙂 Mało tego- uwielbiam eksperymentować z dietą. Znam kaloryczność i makro, więc bawię się posiłkami. Nie lubię nudy w żadnym aspekcie życia, więc u mnie nawet na talerzu sporo się dzieje i zmienia.
Po pierwsze śniadanie
Od tego, co zjem rano, zależy cały mój dzień. Dlatego pierwszy posiłek jest u mnie konkretny. Co jem?
To zależy, na co mam ochotę. Raz jem na słodko, raz na słono. Nie ma monotonii, bo nawet zwykła owsianka może być fajna. Wszystko zależy od naszej wyobraźni. U mnie jedzenie musi nie tylko smakować, ale też wyglądać. Taka zasada wpojona przez starszego Brata- kucharza. 🙂
Kolejne dwa posiłki zjadam w pracy. – Tak, tak- pudełka w torbie muszą być. 🙂
I od tego, czy trening mam od razu po pracy, czy później, zależy, czy jem obiad w kancelarii, czy w domu. Nie lubię uczucia ciężkości w czasie treningu, dlatego obiad, który jest drugim konkretnym posiłkiem, staram się zjadać około 2-3godziny przed treningiem. Po treningu wpada zazwyczaj odżywka białkowo – węglowodanowa. Jest to wygodne rozwiązanie, zwłaszcza w dni, kiedy trenuję na sali i muszę dojechać do domu.
Wbrew często słyszanym opiniom- JEM KOLACJĘ. Po prostu na głodniaka nie zasnę :).
Tutaj też różności lądują na talerzu. Od jajek, przez sałatki po koktajle.
Picie = życie
Duża butelka wody mineralnej niegazowanej, do tego kawa, albo trzy, no czasem herbata. :). To standard. Oprócz tego woda wypijana na treningu. Także średnio wypijam 2,5 litra płynów w ciągu dnia. Biorąc pod uwagę, że strasznie się pocę- tyle muszę uzupełniać, by czuć się dobrze.
Tego również musiałam się nauczyć. Eliminacja słodzonych napojów przyszła łatwo. Ale nawyk picia wody… Tu musiałam się zmuszać. Teraz nie mam z tym problemu. Gorzej jest zimą, kiedy temperatury są niskie i nie czuję takiego pragnienia. Ale niestety właśnie wtedy najłatwiej o odwodnienie. Dlatego bardzo często korzystam z aplikacji w telefonie, która przypomina o piciu wody co jakiś czas. Jak dla mnie- naprawdę fajne rozwiązanie. Jest jeszcze kilka aplikacji, z których korzystam, ale o tym niebawem.