Od paraliżu do maratonu
Od paraliżu do maratonu
Trening, studia, trening, praca – tak w skrócie wyglądało moje życie. Nie było dnia, w którym bym nie ćwiczyła. Od szóstego roku życia ciągle związana ze sportem. Taniec, 7 lat piłki ręcznej i zasilanie 2-ligowego zespołu, akrobatyka napowietrzna. Sport, to moje życie.
28 wrzesień 2013, około godziny 19 – dzień, który zmienił w moim życiu wszystko. Sądziłam, że artroskopia kolana, którą przeszłam miesiąc wcześniej, to koniec świata.
Wspomnianego dnia, potrącił mnie na pasach dla pieszych samochód – nagrania z monitoringu pokazują, że wina ewidentnie leży po stronie kierowcy. Nie w tym jednak najistotniejsza tkwi kwestia. Głęboka utrata świadomości, wielomiejscowe złamanie podstawy czaszki, zapadnięte płuco, paraliż prawostronny całkowity, dwa krwiaki na mózgu – to dostałam w prezencie tego dnia i z tym musiałam się zmierzyć.
Mój organizm walczył zaciekle. Nie chciałam odchodzić. Przez 12 dni utrzymywano mnie w śpiączce farmakologicznej, gdyż wybudzanie skutkowało kosmicznym wzrostem ciśnienia śródczaszkowego, zagrażającym życiu. Po tych niespełna dwóch tygodniach wybudzona ale… poruszająca się na wózku, nie pamiętająca jeszcze przez długi czas trywialnych słów. Po miesiącu przebywania w szpitalu, karetką przewieziono mnie do Centrum Rehabilitacyjnego w Konstancinie. Tam zaczęła się wielka walka z ciałem. Pionizację zaczęłam…sama. Bo nie chciałam być już więźniem wózka. Łapiąc się za szczyt łóżka, podniosłam się z mojego ówczesnego Cadillaca i przyklejona do ściany przeszłam dwa metry. Szczęśliwa, bo jednak mogę. Pierwsze kroki stawiałam przy poręczach w obecności brata.
Po dwóch miesiącach w szpitalnym zamknięciu mama zabrała mnie do rodzinnego domu na Mazury. Bałam się wyjść z domu. Już przejście 200 metrów kończyło się atakiem paniki. Zenitem było podejrzenie padaczki pourazowej. Ale szłam w zaparte, powoli aż powoli – metr po metrze – pokonywałam dłuższe trasy. Po pewnym czasie mój sportowy duch podpowiedział: „jak trochę podtruchtasz, to szybciej będziesz bezpieczna w domu”. Tak zaczęło się bieganie. Na początek kilometr. Minął miesiąc, a ja cieszyłam się, że jestem w stanie pokonać 3 kilometry w 20 minut. Bakcyl został chwycony. Skupiałam się już nie na tym, że się boję, a na tym, ze chcę chociaż dziesięć metrów dłuższy pokonać dystans następnym razem.
Ukończyłam Koronę Półmaratonów Polskich w 2017 roku
We wrześniu tego roku ukończę Koronę Maratonów Polskich.
10km – 50 min 16 sek
42,196km – 3h 46min
Siła jest w nas! 🙂